piątek, 28 lutego 2014

OSOBOWOŚĆ POLE DANCE - Dorota Borkowska - "(...) w Polsce raczej nie mamy na tyle odwagi"

Dorota Borkowska - założycielka polskiego Warsaw Flight Club oraz blogu Aerial Hoopla - jak widzi pole dance w Polsce, o czym marzy, co by zmieniła - o tym wszystkim w wywiadzie dla Pole Dance Polska.

Natalia Maria Wojciechowska: Pani Doroto - na sam początek blogowy standard - jak rozpoczęła się Pani przygoda z pole dance? 

Dorota Borkowska: Zaczęło się przez zupełny przypadek. Ponieważ zawsze lubiłam tańczyć, często uczestniczyłam w różnych kursach i warsztatach tanecznych. Był m.in. taniec towarzyski, salsa, samba, dancehall, reaggaton, a nawet taniec brzucha czy tzw. sexy dance. Ponieważ chciałam spróbować czegoś zupełnie nowego, po prostu wpisałam w wyszukiwarkę: „kurs tańca…”, a w wynikach pojawiła się podpowiedź  „… na rurze”. Byłam zaskoczona: są takie kursy w Polsce? A czego właściwie uczy się na takim kursie? Moja wrodzona ciekawość kazała mi się oczywiście od razu zapisać na zajęcia i przekonać się o tym na własnej skórze. Tak więc w listopadzie 2010 trafiłam na swoje pierwsze zajęcia i... wciągnęło mnie to. 

NMW: Gdzie Pani zaczynała i czy obecnie uczy się Pani pole dance? 

DB: Moją pierwszą szkołą była Oh Lala w Warszawie. Po około roku nauki kupiłam sobie rurkę do domu i przez jakiś czas ćwiczyłam sama. Obecnie uczęszczam na zajęcia do Joanny Derybowskiej w PoleArt Studio. Oprócz tego ćwiczę taniec na kole w Aerial Dance Studio. 

NMW: Swojego czasu zainicjowała Pani Warsaw Flight Club - jak się potoczyły losy WFC i czy zamierza Pani w jakiejkolwiek formie kontynuować tę inicjatywę?

DB: Na pomysł założenia Warsaw Flight Club wpadłyśmy wraz z koleżanką, oczywiście wzorując się na Flight Clubie, który w Nowym Jorku założyła Aerial Amy. Flight Club miał być miejscem, w którym entuzjaści pole dance spotykają się w wynajętym studio po to, aby wspólnie poćwiczyć. Intencją pomysłodawczyni Flight Clubu było, aby idea ta rozprzestrzeniała się, tak więc od tamtej pory na całym świecie powstały lokalne wersje Flight Clubów. W zeszłym roku odbyły się dwie imprezy WFC: jedna w stylu karnawałowego party, a druga w plenerze, tzw. street poling. Obie imprezy były naprawdę udane, jednak zainteresowanie nimi nie było na tyle duże, abyśmy mogli spotykać się bardziej regularnie. Mam jednak nadzieję, że wkrótce nastąpi reaktywacja Flight Clubu. Grupa WFC na Facebooku liczy ponad 180 członków, więc mam nadzieję, że znajdzie się wśród nich parę osób, które faktycznie chciałyby coś zorganizować i zaangażować się w projekt w stopniu większym niż tylko „lajkowanie” wydarzenia. 

NMW: Czy nie odnosi Pani wrażenia, że w środowisku pole dance jest zbyt mało integracji i może to właśnie z tej przyczyny Flight Club na razie nie miał szans na rozkwit? Czy jednak przyczyna według Pani była inna? 

DB: Niestety muszę zgodzić się ze tym, że nasza społeczność pole dance jest słabo zintegrowana i mało zaangażowana. Widać to m.in. po tym, jak niewiele osób udziela się na forach dyskusyjnych czy przychodzi oglądać mistrzostwa. Mam wrażenie, że większość osób ogranicza się jedynie do chodzenia na zajęcia i to im w zupełności wystarcza. Nie czują potrzeby udziału w innych wydarzeniach. Celem Flight Clubu była właśnie integracja lokalnego środowiska pole dance (w tym wypadku warszawskiego), pozwalająca na spotkanie się osób ćwiczących na co dzień w różnych szkołach, jak również tych, które nie uczęszczają do żadnej szkoły, lecz ćwiczą same w domu, a takich osób również jest bardzo dużo. Nowojorski Flight Club rozwinął się do tego stopnia, że organizuje cyklicznie własne występy, tzw. Showcase. Moim marzeniem jest, aby w Polsce również odbył się taki Showcase, gdzie amatorzy, którzy nie chcą brać udziału w konkursach ani zawodach, mieliby szansę wystąpić. Możliwość wystąpienia bez względu na swój poziom zaawansowania, po prostu dla siebie i publiczności, a nie dla sędziów, oraz okazja do wyrażenia siebie bez bycia ocenianym przez konkursowe kryteria to główna zaleta takich pokazów. 

NMW: Jest Pani autorką bloga Aerial Hoopla - dlaczego założyła Pani ten blog i o czym on jest?

DB: Początkowo blog był wynikiem fascynacji tańcem na kole (aerial hoop), który właśnie odkryłam. Chciałam dzielić się swoją pasją oraz postępami, które robię. Później jednak stwierdziłam, że nie chcę ograniczać się jedynie do aerial hoop, lecz pisać również o innych rzeczach, które mnie interesują takich jak pole dance czy sztuka cyrkowa. Cały czas poszukuję nowych ciekawych aktywności. Zauważam też, jak bardzo różne formy tańca i akrobatyki powietrznej są ze sobą powiązane. 

NMW: Co Pani uważa za słabsze strony pole dance w Polsce? 

DB: Pole dance w Polsce nadal jest świeżą i dopiero rozwijającą się dziedziną. Jeśli chodzi o organizację zawodów i wydarzeń związanych z pole dance, nadal stawiamy swoje pierwsze kroki, więc wszystko dopiero przed nami. Powstaje coraz więcej szkół w całym kraju, nasi tancerze są coraz lepsi i zdobywają coraz więcej tytułów na międzynarodowych mistrzostwach. Potencjał jest więc duży. Jedynym słabym punktem jest brak silnej społeczności pole dance, o czym już wspomniałam powyżej. 

NMW: Czy obserwując pole dance w Polsce, narzucają się Pani jakieś przemyślenia?

DB: Z punku widzenia zwykłej kursantki uczęszczającej na zajęcia zauważam przede wszystkim dwie rzeczy. Po pierwsze pole dance w Polsce to właściwie wyłącznie pole fitness. Elementy taneczne czy choreografie na zajęciach pojawiają się rzadko, a jeśli już się pojawią, to raczej nie cieszą się entuzjazmem kursantek. Wszyscy chcą uczyć się tylko tricków! Oczywiście jak najwięcej tricków i jak najszybciej. Druga charakterystyczną rzeczą jest to, że świadomie wypieramy wszelkie elementy zmysłowe z pole dance, cały czas ostro podkreślając, że to, co robimy, nie ma nic wspólnego z go-go, klubami ze striptizem, itp. Natomiast w innych krajach popularne są szkoły takie jak np. S Factor czy Bobbi’s Pole Studio, gdzie kursantki tańczą na wysokich obcasach, uczą się seksowych choreografii i nikt nie czuje się z tego powodu zażenowany. W Polsce raczej nie mamy tyle odwagi. 

NMW: Jak dalej zamierza Pani rozwijać siebie w pole dance, czy ma Pani jakieś plany, marzenia?

DB: Oczywiście chciałabym tańczyć jak najdłużej się da. Chciałabym również rozwijać się w innych sztukach aerialowych, szczególnie w tańcu na kole. 

NMW: Czy zdarzyło się, aby w Pani stronę został skierowany niepochlebny komentarz tylko dlatego, że ktoś wie, że jest Pani związana z pole dance? 

DB: Raczej nie. Pole dance w tej chwili jest już tak popularny, że praktycznie każdy wśród swoich znajomych zna co najmniej jedną osobę, która ćwiczy. Nie trzeba nikomu tłumaczyć, jak bardzo wymagający fizycznie jest ten sport. Często wręcz spotykam się z pewnego rodzaju podziwem. Kilku moich znajomych zachęciłam też do rozpoczęcia nauki. Niestety ze strony Panów zdarzają się czasami głupkowate komentarze i uśmieszki, dlatego w męskim towarzystwie raczej unikam tego tematu. Albo przyznaję się jedynie do tańca na kole, który już nie budzi takich skojarzeń. 

NMW: Co by Pani poradziła osobom, które dopiero myślą o rozpoczęciu swojej przygody z pole dance?

DB: Przede wszystkim należy się odważyć, zrobić ten pierwszy krok i po prostu spróbować. Pole dance na pewno nie jest łatwą techniką, ale za to daje niesamowitą satysfakcję, podnosi pewność siebie i wiarę we własne możliwości.

Zdjęcia pochodzą z prywatnego archiwum Doroty Borkowskiej