W
dniu 30.10 w Teatrze Imka przy ul. M. Konopnickiej 6 odbyła się
premiera sztuki o nośnym i chwytliwym tytule “Miłość z dostawą
do domu”. Nie będę się rozwodziła nad spektaklem, ponieważ nie
jestem zawodowym krytykiem teatralnym, a poza tym nie na całym
spektaklu chciałabym się skupić, tylko na elementach, które z
punktu widzenia pole dance były interesujące.
Mało
osób wie, ale choreografię w tym spektaklu powierzono pani Marzenie
Barcik. Dla tych, którzy nie wiedzą, kim jest pani choreograf, krótkie
przypomnienie:
Marzena
Barcik - Absolwentka
Państwowej Szkoły Baletowej im. L. Różyckiego w Bytomiu oraz
Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im.
L. Schillera w Łodzi; na wydziale: Organizacja Produkcji Filmowej i
Telewizyjnej.
- Marzena Barcik ma w swoim dorobku artystycznym stworzenie wielu opraw choreograficznych do prestiżowych produkcji krajowych i międzynarodowych m.in. takich, jak:
- koncertów „Chopin – klasycznie, jazzowo, rockowo” Zagrzeb, Warszawa, Kair, Szanghaj, Paryż, Wiedeń, Berlin, Bukareszt, Pekin – 2011, 2010,
- uroczystej Gali „Freedom’89. Born In Poland” Millenium Park, Chicago 2009,
- uroczystej Gali „Nobel’83 – Pro Memoria” z okazji 25-lecia wręczenia nagrody Nobla prezydentowi L. Wałęsie, Teatr Wielki - Warszawa, dla TV Polsat 2008,
- spektakli z okazji Otwarcia Hotelu Royal Atlas w Agadir, Maroko 2007,
- koncertu „Żywioły Klasyki” Miejska strefa kultury 2006.
- Posiada również w swoim dorobku liczne produkcje telewizyjne. Twórca choreografii takich programów, jak:
- „MY Camp Rock” dla Disney Channel 2010,
- „Граєш чи не граєш” dla Endemol Polska i Telewizji Ukraina 2010,
- „Gwiezdny Cyrk” dla TV Polsat 2008,
- „Misiek Koterski Show” dla TV Polsat 2008,
- „Grasz czy nie Grasz” dla Endemol Polska i Telewizji Polsat 2005-2007,
- „Tańca z Gwiazdami” - zwiastuny reklamowe IV Edycji, dla Telewizji TVN 2007,
- „Superjedynki” Opole dla Telewizji TVP 1, 2006.
Od
10 lat pracuje jako nauczyciel tańca, szkoląc dzieci, młodzież
oraz dorosłych w takich technikach, jak: Jazz, Lyrical jazz, Broadway
jazz, funky jazz, video clip dance, chair dance. Jest organizatorem
warsztatów tanecznych oraz wykładowcą Historii Tańca. Od roku
prowadzi zajęcia z techniki pole dance, które cieszą się dużym
zainteresowaniem.
Pani
Marzena od dawna związana jest również z pole dance, choć po
cichu i bez wyróżniania się w gronie instruktorów, gdyż nie
pojawiła się na ani jednych zawodach czy też konkursie, zatem
trudno jest wypowiadać się na temat umiejętności tanecznych oraz
choreograficznych pani Marzeny pod kątem czystego, nie zmąconego
przez zamysł reżysera pole dance.
Tuż
przed spektaklem, siedząc na widowni i widząc wcześniej na plakacie
obok pozycji reżysera pozycję choreografa, spodziewałam się, że
udział choreografa w tworzeniu spektaklu będzie znaczący, czyli
że zobaczę chociaż jeden nie tyle układ, co może zespół ruchów
przypominających układ taneczny, o którego stworzenie można by
posądzić choreografa.
Jakże mogłam się tak mylić? Po rozpoczęciu spektaklu czekałam, czekałam, czekałam, upajając się miernymi dialogami i zastanawiając się, po co sztuki pokroju “Miłości z dostawą do domu” w ogóle powstają. Na scenie jednakże poza drętwą grą aktorską, za którą winić można twórców sztuki, z której zwyczajnie więcej wykrzesać się nie dało, zobaczyłam jedynie ruch sceniczny niemający nic wspólnego z jakąkolwiek formą taneczną oraz TĘ wyczekiwaną przeze mnie scenę, w której jedna z głównych postaci próbuje oczarować lub zszokować widzów, wykonując coś jakby taniec na rurze.
Widząc techników zmieniających scenografię, wytężyłam wzrok w pozytywnym oczekiwaniu na pojawienie się rurki i oto stanęła na środku sceny. Aktorka, której rola pani lekkich obyczajów została powierzona, zrobiła na rurce i wokół rurki coś, co może ewentualnie można by nazwać próbą wykonania jakichś elementów znanych z pole dance, ale bardziej jednak z tańca na rurze (przy rurze) w klubach nocnych. I na tym się skończyło.
Jakże mogłam się tak mylić? Po rozpoczęciu spektaklu czekałam, czekałam, czekałam, upajając się miernymi dialogami i zastanawiając się, po co sztuki pokroju “Miłości z dostawą do domu” w ogóle powstają. Na scenie jednakże poza drętwą grą aktorską, za którą winić można twórców sztuki, z której zwyczajnie więcej wykrzesać się nie dało, zobaczyłam jedynie ruch sceniczny niemający nic wspólnego z jakąkolwiek formą taneczną oraz TĘ wyczekiwaną przeze mnie scenę, w której jedna z głównych postaci próbuje oczarować lub zszokować widzów, wykonując coś jakby taniec na rurze.
Widząc techników zmieniających scenografię, wytężyłam wzrok w pozytywnym oczekiwaniu na pojawienie się rurki i oto stanęła na środku sceny. Aktorka, której rola pani lekkich obyczajów została powierzona, zrobiła na rurce i wokół rurki coś, co może ewentualnie można by nazwać próbą wykonania jakichś elementów znanych z pole dance, ale bardziej jednak z tańca na rurze (przy rurze) w klubach nocnych. I na tym się skończyło.
Po
tym, co zobaczyłam zastanawiam się, kogo mam winić, że aktorka
grająca Monię, czyli panią lekkich obyczajów (w tej roli Gizella
Bortel) wydaje się być kawałkiem drewna, które bez gracji danej
można by przypuszczać każdej kobiecie porusza się, próbując
niejako wić się wokół lub obok rurki.
Patrząc
na panią Bortel na scenie, widziałam sprawną i piękną kobietę,
której proporcje wyćwiczonego ciała zachwycają, a oryginalna
uroda pozwala jej na wcielenie się zarówno w role kobiet
szlachetnych, jak i właśnie takich rodem z “Miłości z dostawą
do domu”. Niestety w momencie, gdy pani Bortel rozpoczyna scenę z
tańcem na rurze – a jest to scena, w której jej postać odkrywa
kolejną kartę przed widzami i widzimy ją w jej naturalnym dla niej
otoczeniu klubu nocnego – wstydząc się
za aktora niemalże odwracam wzrok, chcąc uniknąć oglądania
wyraźnie niekomfortowej dla aktora sceny, która powoduje w nim
spięcie ponad jego możliwości udawania braku spięcia.
Monia grana przez Panią Bortel wykonuje na podeście scenicznym z wbudowaną rurką (to jest interesujący element scenografii – w jednej scenie złożony na pół podest z rurą wkręconą z boku jest kanapą z lampą stojącą, by w innej scenie zagrać mini scenę z rurką pośrodku – gratuluję bardzo udanego w realizacji pomysłu) coś, co za taniec miało uchodzić, jednakże stało się delikatnie wyśmianym elementem karykaturalnej całości, jaką stanowi spektakl.
Monia grana przez Panią Bortel wykonuje na podeście scenicznym z wbudowaną rurką (to jest interesujący element scenografii – w jednej scenie złożony na pół podest z rurą wkręconą z boku jest kanapą z lampą stojącą, by w innej scenie zagrać mini scenę z rurką pośrodku – gratuluję bardzo udanego w realizacji pomysłu) coś, co za taniec miało uchodzić, jednakże stało się delikatnie wyśmianym elementem karykaturalnej całości, jaką stanowi spektakl.
Dla
mnie osobiście taniec jest językiem ciała wyrażanym poprzez
świadome wprawianie własnego ciała w ruch w celu opowiedzenia
niewerbalnej historii, którą może być jedna emocja lub jedna
myśl, a nawet jedno niewypowiedziane na głos słowo. Taniec jest
formą ekspresji, która powinna wyglądać na użytą bez wysiłku z
pełną świadomością, gdzie w danym momencie znajdują się
poszczególne części ciała, czyli z pełną świadomością
kierowania ciałem w sposób wyznaczony przez umysł. Idąc tropem,
że moja definicja jest według niektórych dość trafna, to niestety
na scenie tańca zobaczyć nie można. Można za to zobaczyć osobę,
której została narzucona choreografia przekraczająca jej
możliwości, czy to fizyczne, czy też może psychiczne, która
zmaga się ze swoim ciałem na scenie, odbierając postaci, którą
gra, lekkość zbudowaną wcześniej przez - w jej przypadku - całkiem niezłą grę
aktorską.
Moje
pytanie – kogo mam winić za to, co zobaczyłam – raczej
pozostanie nierozwiązane, ponieważ z jednej strony wiem, iż dobry
choreograf to taki choreograf, który z człowieka, czy jest
tancerzem, czy jedynie sprawnym fizycznie aktorem, wydobędzie to, co
w nim najlepsze i sprawi, że to, co ma zrobić, zrobi tak, aby nie
zakłócało to odbioru całości. Z drugiej zaś strony – może
to, że pani Bortel ma predyspozycje fizyczne, nie oznacza, że chce
się czegokolwiek nowego nauczyć i z pokorą przyjąć uwagi
choreografa. Końcem końców to niestety widz cierpi na tym
najbardziej, ponieważ kupując bilet na spektakl, płaci również za
oglądanie tego owocu najwyraźniej nieudanej współpracy.
Jaki
jest niewątpliwy pozytyw? Pole Dance, czy to w formie takiej,
czy w owakiej coraz częściej pojawia się w spektaklach, serialach
oraz innych przedsięwzięciach artystycznych i sportowych, co
sprawia, że coraz więcej osób robi research internetowy na temat
pole dance i wyrabia sobie swoje zdanie, nie podążając za stereotypami. Niezależnie od tego, czy pole dance
jest pokazywany w teatrze w scenie pokazującej klub nocny, czy też,
jak to było w Teatrze Syrena w spektaklu “Halo Szpicbródka”, jako znaczący element całego spektaklu, pcha to
niektórych widzów do refleksji na ten temat. Zatem nie ma co
rozpaczać, może następnym razem inny reżyser weźmie na warsztat
pole dance i pokaże coś zjadliwego dla fanów tej formy tańca.
Więcej
o spektaklu na oficjalnej stronie www:
Zdjęcia: źródło FB MIŁOŚĆ Z DOSTAWĄ DO DOMU
Na zdjęciach: Marzena Barcik oraz Gizella Bortel