czwartek, 31 października 2013

Taniec na rurze w spektaklu “Miłość z dostawą do domu” – zapowiadało się obiecująco

W dniu 30.10 w Teatrze Imka przy ul. M. Konopnickiej 6 odbyła się premiera sztuki o nośnym i chwytliwym tytule “Miłość z dostawą do domu”. Nie będę się rozwodziła nad spektaklem, ponieważ nie jestem zawodowym krytykiem teatralnym, a poza tym nie na całym spektaklu chciałabym się skupić, tylko na elementach, które z punktu widzenia pole dance były interesujące.
Mało osób wie, ale choreografię w tym spektaklu powierzono pani Marzenie Barcik. Dla tych, którzy nie wiedzą, kim jest pani choreograf, krótkie przypomnienie:
Marzena Barcik - Absolwentka Państwowej Szkoły Baletowej im. L. Różyckiego w Bytomiu oraz Państwowej Wyższej Szkoły Filmowej, Telewizyjnej i Teatralnej im. L. Schillera w Łodzi; na wydziale: Organizacja Produkcji Filmowej i Telewizyjnej.
Marzena Barcik ma w swoim dorobku artystycznym stworzenie wielu opraw choreograficznych do prestiżowych produkcji krajowych i międzynarodowych m.in. takich, jak:
  • koncertów „Chopin – klasycznie, jazzowo, rockowo” Zagrzeb, Warszawa, Kair, Szanghaj, Paryż, Wiedeń, Berlin, Bukareszt, Pekin – 2011, 2010,
  • uroczystej Gali „Freedom’89. Born In Poland” Millenium Park, Chicago 2009,
  • uroczystej Gali „Nobel’83 – Pro Memoria” z okazji 25-lecia wręczenia nagrody Nobla prezydentowi L. Wałęsie, Teatr Wielki - Warszawa, dla TV Polsat 2008,
  • spektakli z okazji Otwarcia Hotelu Royal Atlas w Agadir, Maroko 2007,
  • koncertu „Żywioły Klasyki” Miejska strefa kultury 2006.
Posiada również w swoim dorobku liczne produkcje telewizyjne. Twórca choreografii takich programów, jak:
  • MY Camp Rock” dla Disney Channel 2010,
  • Граєш чи не граєш” dla Endemol Polska i Telewizji Ukraina 2010,
  • Gwiezdny Cyrk” dla TV Polsat 2008,
  • Misiek Koterski Show” dla TV Polsat 2008,
  • Grasz czy nie Grasz” dla Endemol Polska i Telewizji Polsat 2005-2007,
  • Tańca z Gwiazdami” - zwiastuny reklamowe IV Edycji, dla Telewizji TVN 2007,
  • Superjedynki” Opole dla Telewizji TVP 1, 2006.

Od 10 lat pracuje jako nauczyciel tańca, szkoląc dzieci, młodzież oraz dorosłych w takich technikach, jak: Jazz, Lyrical jazz, Broadway jazz, funky jazz, video clip dance, chair dance. Jest organizatorem warsztatów tanecznych oraz wykładowcą Historii Tańca. Od roku prowadzi zajęcia z techniki pole dance, które cieszą się dużym zainteresowaniem.

Pani Marzena od dawna związana jest również z pole dance, choć po cichu i bez wyróżniania się w gronie instruktorów, gdyż nie pojawiła się na ani jednych zawodach czy też konkursie, zatem trudno jest wypowiadać się na temat umiejętności tanecznych oraz choreograficznych pani Marzeny pod kątem czystego, nie zmąconego przez zamysł reżysera pole dance.

Tuż przed spektaklem, siedząc na widowni i widząc wcześniej na plakacie obok pozycji reżysera pozycję choreografa, spodziewałam się, że udział choreografa w tworzeniu spektaklu będzie znaczący, czyli że zobaczę chociaż jeden nie tyle układ, co może zespół ruchów przypominających układ taneczny, o którego stworzenie można by posądzić choreografa.

Jakże mogłam się tak mylić? Po rozpoczęciu spektaklu czekałam, czekałam, czekałam, upajając się miernymi dialogami i zastanawiając się, po co sztuki pokroju “Miłości z dostawą do domu” w ogóle powstają. Na scenie jednakże poza drętwą grą aktorską, za którą winić można twórców sztuki, z której zwyczajnie więcej wykrzesać się nie dało, zobaczyłam jedynie ruch sceniczny niemający nic wspólnego z jakąkolwiek formą taneczną oraz TĘ wyczekiwaną przeze mnie scenę, w której jedna z głównych postaci próbuje oczarować lub zszokować widzów, wykonując coś jakby taniec na rurze.

Widząc techników zmieniających scenografię, wytężyłam wzrok w pozytywnym oczekiwaniu na pojawienie się rurki i oto stanęła na środku sceny. Aktorka, której rola pani lekkich obyczajów została powierzona, zrobiła na rurce i wokół rurki coś, co może ewentualnie można by nazwać próbą wykonania jakichś elementów znanych z pole dance, ale bardziej jednak z tańca na rurze (przy rurze) w klubach nocnych. I na tym się skończyło.

Po tym, co zobaczyłam zastanawiam się, kogo mam winić, że aktorka grająca Monię, czyli panią lekkich obyczajów (w tej roli Gizella Bortel) wydaje się być kawałkiem drewna, które bez gracji danej można by przypuszczać każdej kobiecie porusza się, próbując niejako wić się wokół lub obok rurki.

Patrząc na panią Bortel na scenie, widziałam sprawną i piękną kobietę, której proporcje wyćwiczonego ciała zachwycają, a oryginalna uroda pozwala jej na wcielenie się zarówno w role kobiet szlachetnych, jak i właśnie takich rodem z “Miłości z dostawą do domu”. Niestety w momencie, gdy pani Bortel rozpoczyna scenę z tańcem na rurze – a jest to scena, w której jej postać odkrywa kolejną kartę przed widzami i widzimy ją w jej naturalnym dla niej otoczeniu klubu nocnego – wstydząc się za aktora niemalże odwracam wzrok, chcąc uniknąć oglądania wyraźnie niekomfortowej dla aktora sceny, która powoduje w nim spięcie ponad jego możliwości udawania braku spięcia.

Monia grana przez Panią Bortel wykonuje na podeście scenicznym z wbudowaną rurką (to jest interesujący element scenografii – w jednej scenie złożony na pół podest z rurą wkręconą z boku jest kanapą z lampą stojącą, by w innej scenie zagrać mini scenę z rurką pośrodku – gratuluję bardzo udanego w realizacji pomysłu) coś, co za taniec miało uchodzić, jednakże stało się delikatnie wyśmianym elementem karykaturalnej całości, jaką stanowi spektakl.

Dla mnie osobiście taniec jest językiem ciała wyrażanym poprzez świadome wprawianie własnego ciała w ruch w celu opowiedzenia niewerbalnej historii, którą może być jedna emocja lub jedna myśl, a nawet jedno niewypowiedziane na głos słowo. Taniec jest formą ekspresji, która powinna wyglądać na użytą bez wysiłku z pełną świadomością, gdzie w danym momencie znajdują się poszczególne części ciała, czyli z pełną świadomością kierowania ciałem w sposób wyznaczony przez umysł. Idąc tropem, że moja definicja jest według niektórych dość trafna, to niestety na scenie tańca zobaczyć nie można. Można za to zobaczyć osobę, której została narzucona choreografia przekraczająca jej możliwości, czy to fizyczne, czy też może psychiczne, która zmaga się ze swoim ciałem na scenie, odbierając postaci, którą gra, lekkość zbudowaną wcześniej przez - w jej przypadku - całkiem niezłą grę aktorską.

Moje pytanie – kogo mam winić za to, co zobaczyłam – raczej pozostanie nierozwiązane, ponieważ z jednej strony wiem, iż dobry choreograf to taki choreograf, który z człowieka, czy jest tancerzem, czy jedynie sprawnym fizycznie aktorem, wydobędzie to, co w nim najlepsze i sprawi, że to, co ma zrobić, zrobi tak, aby nie zakłócało to odbioru całości. Z drugiej zaś strony – może to, że pani Bortel ma predyspozycje fizyczne, nie oznacza, że chce się czegokolwiek nowego nauczyć i z pokorą przyjąć uwagi choreografa. Końcem końców to niestety widz cierpi na tym najbardziej, ponieważ kupując bilet na spektakl, płaci również za oglądanie tego owocu najwyraźniej nieudanej współpracy.

Jaki jest niewątpliwy pozytyw? Pole Dance, czy to w formie takiej, czy w owakiej coraz częściej pojawia się w spektaklach, serialach oraz innych przedsięwzięciach artystycznych i sportowych, co sprawia, że coraz więcej osób robi research internetowy na temat pole dance i wyrabia sobie swoje zdanie, nie podążając za stereotypami. Niezależnie od tego, czy pole dance jest pokazywany w teatrze w scenie pokazującej klub nocny, czy też, jak to było w Teatrze Syrena w spektaklu “Halo Szpicbródka”, jako znaczący element całego spektaklu, pcha to niektórych widzów do refleksji na ten temat. Zatem nie ma co rozpaczać, może następnym razem inny reżyser weźmie na warsztat pole dance i pokaże coś zjadliwego dla fanów tej formy tańca.

Więcej o spektaklu na oficjalnej stronie www:


Zdjęcia: źródło FB MIŁOŚĆ Z DOSTAWĄ DO DOMU
Na zdjęciach: Marzena Barcik oraz Gizella Bortel