Joanna Jośko - zwyciężczyni INTERNETOWEGO KONKURSU POLE DANCE vol.1
ULUBIONA POZYCJA POLE DANCE: wszystkie, ale faworytem jest Phoenix
ULUBIONY GADŻET: hula hoop poza rurką
ULUBIONA MUZYKA DO TRENINGÓW: coś energetycznego, co wpada w ucho, ale Marilyn Manson też jest ok ;)
Natalia Maria Wojciechowska: Jak i kiedy rozpoczęła się Pani historia pole dance?
Joanna Jośko: Będąc na drugim roku studiów miałam przed sobą egzamin, który był dla mnie prawdziwym koszmarem (pozdrawiam pana profesora). Jako urodzona panikara w takich sytuacjach miałam w głowie wyłącznie czarne scenariusze. Na ratunek przyszła moja mama, razem z mamo-motywacją. Jako, że przebąkiwałam coś o pole dance już wcześniej, uznała, że to będzie dobra karta przetargowa - zdasz egzamin, kupię ci pierwszy karnet. Egzaminu nie mogłam zdać lepiej. Zaliczyłam, dumna i zadowolona z siebie, a mama dotrzymała słowa i tak w marcu 2014 wybrałam się na pierwszy trening razem z kuzynką. Przerażona (to rura się kręci?!), ale równie zaciekawiona. Ciekawość siedzi we mnie do dnia dzisiejszego i zostanie chyba na długo, bo wiem, że jeszcze nie raz rurka mnie zaskoczy.
NMW: Czy kiedykolwiek od momentu rozpoczęcia treningów miała Pani chwilę zwątpienia?
JJ: Oczywiście! Chyba jak każdy podejmujący nowe wyzwania. Na początku - słabe ręce, słabe nogi, jeszcze słabszy brzuch. I kłębiące się w głowie pytania "czy dam radę?", "to w ogóle jest możliwe?", "jak to zrobić? Ma mnie trzymać tylko stopa?!". Kolejnym diabełkiem na ramieniu, podpowiadającym porzucenie treningów były "ułomności" mojego ciała i braki, które zaczęłam dostrzegać chociażby podczas rozgrzewki. "10 pompek? Przecież nie zrobię jednej!". Na szczęście odziedziczyłam po rodzicach upór i nie poddałam się. Jeśli trudność sprawiały mi pompki, wracałam do domu i robiłam. Jedną, dwie, trzy... Patrząc na koleżanki, którym szło lepiej, też chciało się czasami wycofać. Często słyszałam pytania po co mi to, co mi to da? Czasami ktoś uprzejmy (niezwiązany z pd oczywiście) oceniał, że ja się przecież nie nadaję. Jednak najgorszą przeszkodą, z którą z resztą muszę walczyć do dziś i prawdopodobnie nigdy jej nie pokonam, jest potliwość dłoni. Niezliczone razy przeklinałam w duchu na treningach swoje łapki, odmawiające współpracy. To było chyba najgorsze. Reszta była do wypracowania, ale na to akurat nie miałam wpływu. Chciałam zrezygnować, ponieważ denerwowała mnie ta bezradność w walce z własnym ciałem. Jednak tu na szczęście znowu zwyciężył mój upór i postanowiłam się nie poddawać. Da się? Da! Pewnie, że tak.
NMW: Kto jest pani ulubioną trenerką/trenerem pole dance i dlaczego?
JJ: Trenerkę mam jedną od samego początku – Angelikę. Nauczyła mnie wszystkiego co potrafię, umie zachęcić mnie do pracy kiedy mam chwilę słabości, do tego zawsze mogę liczyć na jej wsparcie i rozmowę, jeśli jej potrzebuję. Jeśli chodzi o ulubioną zawodniczkę pole dance to z pewnością są to Oona Kivela oraz Bendy Kate. Filmiki z ich udziałem oglądam prawie nałogowo. Są ogromnym bankiem motywacji. Za każdym razem zaskakują mnie czymś innym, nowym i wcale nie mówię tylko o nowych figurach. Ich kreacje sceniczne, ruchy, przejścia, pomysły są naprawdę inspirujące.
NMW: Za co Pani lubi najbardziej studio, w którym trenuje?
JJ: Czy w tym pytaniu mam ograniczoną ilość znaków? ;) temat rzeka. Przede wszystkim uwielbiam Iron Church za atmosferę, jaka tam panuje. Przekraczasz próg i czujesz się jak w drugim domu. Nie jesteś anonimowy, od każdego usłyszysz życzliwe "cześć", zobaczysz uśmiech. Czujesz się swobodnie, nie myślisz czy ktoś na ciebie patrzy i wycenia twoje możliwości. Nie musisz być od stóp do głów ubrany w firmowe ciuchy, bo nikt na to nie zwraca uwagi (w przeciwieństwie do np. modnych siłowni, gdzie ludzie chodzą się pokazać, a nie pracować nad swoim ciałem). Masz nowy top z Tesco? Super! Świetnie wygląda. Każdy jest chętny do pomocy, jeśli jej potrzebujesz. Interesujemy się sobą nawzajem, pytamy co słychać, czy kot się znalazł i co było na obiad. Wszyscy razem tworzymy ten klub. Wystrój klimatyczny już mamy, super trenerów też. Myślę, że wszyscy razem tchnęliśmy życie w nasz kościół i póki on istnieje, nie zmieni się jego specyfika. Ok, atmosfera jest fajna, co jeszcze? Na pewno bardzo dobrze urządzone i wyposażone sale treningowe. Sprzęt wysokiej jakości - zarówno rurki, odważniki kettlebell jak i wszystkie gadżety pomocnicze.
NMW: Jak przygotowywała się Pani do Internetowego Konkursu Pole Dance vol.1? i skąd pomysł na takie, a nie inne nagranie?
JJ: Na salę weszła Angela (główna instruktora) i powiedziała: Startujemy w konkursie dla amatorów pole dance – a teraz ruszać mózgiem i na rurę!
Uznałyśmy, że to doskonała okazja do sprawdzenia się, a do tego takie nagranie to świetna pamiątka. Chciałyśmy się wyróżnić, zrobić coś innego. Wtedy pojawił się pomysł na bajkowe postacie. Każda z nas pracowała nad strojem, makijażem i układem. Moja praca zaczęła się od zaplanowania tych kilku minut. Zrobiłam plan, rozpisałam figury które lubię, które chciałabym zaprezentować. Potem przyszedł czas na połączenie ich i stworzenie całości. Ogromne wsparcie zapewniły mi koleżanki oraz trenerka. Jeśli zabrakło mi pomysłów to mogłam liczyć na ich kreatywność, poradę czy krytykę jeśli była potrzebna. Są dla mnie wielką inspiracją i jestem szczęśliwa, że mam tą przyjemność ćwiczyć z nimi na co dzień i czerpać od każdej po trochę tego, w czym jest najlepsza i czego może mnie nauczyć. Za to bardzo im dziękuję.
NMW: Jakie ma Pani uwagi dotyczące w/w konkursu? i Czy weźmie Pani udział w drugiej edycji?
JJ: Wszystkie podchodziłyśmy do konkursu jak do dobrej zabawy i koleżeńskiej rywalizacji – w końcu był to „internetowy” konkurs a nie Mistrzostwa Świata! Od początku wiedziałyśmy, jakie są wady systemu oceniania, ale z drugiej strony – dzięki temu wystartowałyśmy! Gdyby to był konkurs o podobnych obostrzeniach jak Mistrzostwa czy Pole Art, to nasze filmiki nie ujrzałyby światła internetu ;) Wszystkie trenujemy rekreacyjnie, jedne częściej, drugie rzadziej, jedne krócej, drugie dłużej. Na pewno zobaczycie nas w drugiej edycji – no chyba, że konkurs przerobi się na formę oceniania trudności figur i trików.
NMW: Jakie są Pani plany te bliższe i te dalsze związane z pole dance? Jakieś konkursy? Licencja instruktora?
JJ: Pole dance traktuję jako hobby, zaczęłam by robić coś ciekawego, rozwijającego całe ciało. Póki co skupiam się na doskonaleniu techniki, nauce nowych figur, pracy nad sobą. Być może kiedyś wskoczę na wyższy poziom, ale na to przyjdzie odpowiedni czas. Nie wykluczam w przyszłości udziału w konkursach, jest to na pewno dobry sposób na sprawdzenie swoich umiejętności, ale także dobra zabawa i nowe doświadczenie. Licencja instruktora również brzmi kusząco i jest gdzieś w planach na przyszłość.
NMW: Czy kiedykolwiek spotkała się Pani z przykrą opinią na temat osób trenujących pole dance?
JJ: Chyba każda z nas, a już na pewno większość spotkała się z krytyką i niepochlebnymi wypowiedziami. Uważam jednak, że każdy może mieć swoje zdanie, na które niestety często nie mamy wpływu, dlatego jedyne wyjście to robić swoje i nie przejmować się zdaniem osób, które próbują podciąć nam skrzydła czy urazić. Jak na tak katolicki kraj, strasznie dużo osób ma świetne pojęcie o tym, co się dzieje w klubach go-go...
NMW: Co by Pani powiedziała osobom, które nadal kręcą nosem na pole dance wiążąc go z erotycznym tańcem na rurze rodem z klubów nocnych?
JJ: Na zaproszenie na trening jeszcze nikt nie odpowiedział – wolę pytać ile razy podciągnie się na drążku, ile pompek zrobi albo czy jest w stanie zrobić szpagat stojąc na rękach.
Nie ma co się nad tym rozwodzić - jeśli ktoś ma tak ograniczone horyzonty to należy mu tylko współczuć. Raczej zastanowiłabym się nad tym, czy wszystko w porządku z osobami mającymi tylko tego typu skojarzenia i czy nie jest to jakiegoś typu wypaczenie, że wszystko sprowadza się dla nich do klubu nocnego. Równie dobrze mogę zapytać czy opierając się o znak drogowy (przecież to prawie rura!), by poprawić but, wyglądam już jak tancerka go-go rozpoczynająca striptiz?
NMW: Co poradziłaby Pani osobom, które rozpoczynają swoją przygodę z pole dance - na co mają zwrócić uwagę? Jak znaleźć odpowiedniego instruktora? jakie cechy u instruktora są pożądane, a które wprost przeciwnie? Co powinno znaleźć się w wyposażeniu studia na co warto zwrócić uwagę gdy tego nie ma? itp.
JJ: Na początku chciałabym zachęcić dziewczyny, które wciąż się wahają. Naprawdę warto. To świetna zabawa, która w gratisie dorzuca nam siłę, wysmuklone ciało oraz dodatkową dawkę cierpliwości, bo rura uczy pokory. Kluczową sprawą jest wybór szkoły/studia/klubu pole dance. Jeśli wchodzisz i czujesz się tam dobrze, jest to pierwszy dobry znak. Dobry instruktor powinien być według mnie dobrym nauczycielem - ważne jest, w jaki sposób przekazuje swoją wiedzę i jak podchodzi do nauki figury. Z pewnością istotne jest, by instruktor był uprzejmy, cierpliwy i potrafił dotrzeć do kursanta, ale nie oszukujmy się - czasami porządny kopniak w tyłek daje więcej niż ciągłe głaskanie po główce. Ja miałam to szczęście i trafiłam na taką instruktorkę. Miła, prowadząca ciekawie zajęcia, podchodząca do każdego w sposób indywidualny, ciesząca się naszymi małymi sukcesami, ale potrafiąca też ryknąć kiedy trzeba. Pewnie właśnie dzięki temu uniknęłyśmy wielu kontuzji, bo zareagowała w porę, kiedy uznałyśmy, że lepiej zrobić po swojemu. Dobry instruktor to podstawa, jednak trzeba zwrócić też uwagę na wyposażenie studia oraz kwestie bezpieczeństwa - np. czy są materace. Dobrej jakości sprzęt gwarantuje dobrą i bezpieczną zabawę.
NMW: Na pewno jeździła Pani na niejedne warsztaty pole dance - które Pani zapamiętała jako najlepiej zorganizowane, a z których wyniosła Pani najwięcej dla siebie i dlaczego?
JJ: Miałam okazję uczestniczyć w treningach prowadzonych przez Berenikę Nienadowską oraz Sandrę Bonar. Brałam także udział w warsztatach z Patrykiem Rybarskim, Joanną Derybowską oraz Kasią Bigos. Każdy z nich prowadził zajęcia w swoim stylu, wszystkie były ciekawym doświadczeniem. Nie mogę powiedzieć, które były najlepsze, bo nie sposób to ocenić. Każdy pokazał coś innego, nowego dla mnie. Na pewno były to bardzo inspirujące doświadczenia i z każdego treningu wyniosłam sporo nowych umiejętności.
NMW: W Polsce jest coraz więcej miejsc, w których można ćwiczyć pole dance - jedne z nich są godne polecenia inne przez brak dbałości o jakość wprost przeciwnie - co poradziłaby Pani osobom zakładającym studio pole dance by było ono na poziomie i by istniało długo i cieszyło się powodzeniem?
JJ: Ciężko powiedzieć, ponieważ nie mam doświadczenia w zakładaniu studia, ale wydaje mi się, iż najistotniejszą sprawą jest powód dla którego studio powstaje. Jeżeli jest to wizja pieniędzy „łatwym sposobem”, studio nie powinno powstać. Tylko pasja, powołanie i naprawdę ciężka praca jest w stanie założyć i utrzymać dobre studio. Wszystko inne: lokalizacja, wystrój, sprzęt, klimat, reklama – to sprawy drugorzędne.
NMW: Co zmieniłaby Pani w polskim pole dancie?
JJ: Poziom rywalizacji między ośrodkami. Mam wrażenie, że łatka „najlepsza szkoła” jest wyszarpywana sobie nawzajem, agresja i podejście „moje najlepsze” nie pozwala na stworzenie silnego frontu przeciwko osobom szkalującym ten sport. Mam nadzieję, że wśród najlepszych zawodników pd w Polsce tak nie jest! Podejrzewam jednak, że wszędzie gdzie są pieniądze i tytuły, tam pojawia się zawiść i złe intencje. Uczmy się od siebie nawzajem! Wnośmy coś nowego do sportu!
NMW: Czy znane są Pani takie odłamy pole dance’u jak pole fitness i pole sport? Z czym się one Pani kojarzą? I z którą formą najbardziej się Pani identyfikuje? pole dancem , pole sportem czy pole fitnessem?
JJ: Uważam, że te trzy formy są ze sobą dość mocno powiązane – oczywiście nie tylko przez element wspólny jakim jest rura. Na naszych zajęciach robimy nie tylko triki typowe dla pole sport, ale także uczymy się tańca, ładnych i widowiskowych przejść, floor work’u, pracy z naszym ciałem, koordynacji i „łączników” przydatnych przy łączeniu figur w choreografii. Staramy się tworzyć coś więcej, a nie tylko odwzorowywać triki. Oczywiście są one podstawą w tym sporcie, ale trik, którego nie można ładnie zaprezentować jest według mnie bezużyteczny. Co z tego, że potrafię go zrobić skoro nie jestem w stanie pokazać go w sposób ciekawy i widowiskowy, połączyć z czymś. Dlatego ważne jest by te odłamy się uzupełniały. Dla mnie nie jest sztuką wejść na rurę i pokazać najtrudniejsze figury, jedna za drugą. Sztuką jest pokazać je tak, by zachwycić potencjalnego widza, by go zaczarować. Taniec jest kluczem do serc większości, dlatego ładnie „ubrany” trik, połączony z tańcem jest strzałem w dziesiątkę.
NMW: Jakie jest Pani motto?
JJ: „Nie rezygnuj z marzeń” – brzmi banalnie, ale to najlepsze co mogę poradzić wszystkim. Zaczynając swoją przygodę z pole dance słyszałam od wielu osób, że nie warto. Czy posłuchałam? Nie. Ciężko pracowałam na to, by być w tym miejscu, w którym teraz jestem. W najśmielszych snach nie liczyłam na to, że zajdę tak daleko. Może nie biorę udziału w mistrzostwach, nie jestem światowej sławy tancerką, ale osiągnęłam swoje małe-wielkie sukcesy, z których jestem bardzo dumna i nic tego nie zmieni. Pokonywałam wiele przeszkód, które spotykałam na swojej drodze, bo zależało mi na tym, by móc iść naprzód tą zakręconą i stromą ścieżką. Nie było łatwo, ale się opłaciło. Teraz moje marzenia się spełniają. Pnę się w górę, bo to jest mój czas - zamierzam dać z siebie wszystko i wykorzystać go na 100%.